//Czarno na białym. Mircolasso rzuca lasso.//Fragment autobiograficznego bloga. Mirosław Śledź
Czarno na białym. Mircolasso rzuca lasso.Fragment autobiograficznego bloga. Mirosław Śledź
Czarno na białym
Fragment autobiograficznego bloga
Mircolasso rzuca lasso
Mirosław Śledź
Weszliśmy na teren Szpitala im. Babińskiego. Nie było tam żadnej kontroli. Po lewej stronie znajdowały się bloki mieszkalne, które – jak się dowiedzieliśmy później – zbudowano dla pracowników szpitala. Po prawej rozciągała się ogromna łąka, a na niej pasło się kilkanaście koni. Po dłuższej wędrówce dotarliśmy do ronda, przy którym stał budynek administracji. Był to architektonicznie ładny dom w stylu szlacheckich XIX-wiecznych pałacyków. Weszliśmy do środka w celu uzyskania informacji na temat pleneru. Jakaś kobieta poinformowała nas, że zbiórka jest na oddziale 4a, po czym wskazała ręką kierunek, bo nie mieliśmy pojęcia, gdzie to może być. Udaliśmy się w tamtą stronę, po drodze obserwowaliśmy mijane budynki. Było widać, że obiekty nie są nowe i mają swoją historię. Między budynkami wiele zieleni, drzew, trawników, parków, ławeczek, ścieżek. Dotarliśmy do gmachu określanego mianem 4a. Wyróżniał się on od pozostałych, gdyż – choć był architektonicznie podobny – wyglądał jak nowy. Ściany budynku lśniły od świeżej białej farby, a dach wyłożono nowiutką czerwoną cegłą. Przed wejściem stało kilkanaście osób. Domyśliliśmy się, że to nasi plenerowicze. Podeszliśmy do grupy, po czym nastąpiła uroczystość przedstawiania i prezentacji. Następnie zostaliśmy zaproszeni do środka na wieczorek zapoznawczy. Zebranie poprowadziła grupa sympatycznych młodych kobiet, które były szefowymi i opiekunkami pleneru. Przedstawiły nam ogólne zasady, program i regulamin. Potem nastąpił przydział pokoi. Pokoje były dwu-, trzy- i czteroosobowe. Rzecz jasna otrzymaliśmy trzyosobowy pokój, po czym, brzęcząc kluczami, powędrowaliśmy na górę do naszego apartamentu. Pokój był obszerny, z ogromnym oknem i wygodnymi łóżkami. Obok znajdowała się duża kuchnia – do naszej wyłącznej dyspozycji. Oceniliśmy te warunki jako luksusowe. Co prawda w środku nie było łazienki, ale znajdowała się naprzeciwko – po drugiej stronie korytarza, czyli prawie jakby nasza. Nic więcej do szczęścia nam nie było trzeba, chyba że baru z piwem. Praca twórcza miała się rozpocząć nazajutrz. Tymczasem byliśmy zmęczeni, więc po rozpakowaniu i kąpieli z prysznicem rzuciliśmy się na kojce i zasnęliśmy twardym snem zdrożonych traperów.
Artykuł w całości dostępny jest w wersji drukowanej dziewiątego numeru MOCAK Forum.