//Dlaczego lubię popkulturę?// - Joanna Pawluśkiewicz
Dlaczego lubię popkulturę? - Joanna Pawluśkiewicz
Ja lubię popkulturę. Naprawdę. Mimo tego, że poznawanie jej to ciężka praca, bo trzeba dużo czasu spędzić na czytaniu, oglądaniu, przesiewaniu i otwieraniu stron internetowych z wiadomościami, które ukryte są pod wieloma warstwami wyskakujących reklam. Trzeba czytać magazyny, których się nie da czytać, bo Helena Mniszek i Janusz L. Wiśniewski czyhają w każdym zdaniu i kontrolują każdy przecinek. Trzeba się napracować, zapamiętując szybko znikające nazwiska. Trzeba czasami zacisnąć zęby i w jedną noc zapoznać się z nową karierą ulubionych muzyków z dzieciństwa, żeby zobaczyć zupełnie nową twarz rapu w reality show. Ale lubię ją, bo mnie bawi niezamierzonym humorem. Bo lubię szukać, a nie dostawać, lubię autentyczność i brak wstydu, lubię determinację i moment, kiedy coś staje się wspólnym dobrem. Perwersyjnie lubię nawet chwilę, kiedy trzeba włączyć telewizor i zobaczyć na własne oczy to, o czym piszą w internecie, mimo że robi mi się wtedy naprawdę smutno, bo polską telewizję opanował pewien blondyn z jednego kabaretu z kolegą w swetrze. (Trzeba by ich ukarać za to, co wyprawiają. Należałoby ich usadzić, razem z Szymonem Majewskim, przed maratonem Saturday Night Live, zmusić do patrzenia, jak Alexa DeLarge w Mechanicznej pomarańczy, i niech oglądają).
Właśnie dlatego, że lubię to i śledzę, muszę ogłosić smutną rzecz: zabili polską popkulturę. Kto ją zabił? Jest dwóch głównych sprawców:
- Pudelek.pl i wszystko, co wykreował. (A udało mu się. Parę lat temu był sam, a teraz? Stworzył całą rodzinę podobnych portali – kozaczek, lansik, plotek, gadulek, pomponik, koteczek – aż ciarki przechodzą).
- Cała polska telewizja jako taka, wszystkie stacje naraz. (Wyjątkowo nie obarczę odpowiedzialnością za upadek polskiej kultury stacji TVN. Chociaż powinna ponieść karę za wykreowanie typowego obywatela Polski na wzor warszawskiego bawidamka mieszkającego w apartamencie kupionym z pensji nauczycielskiej, wolnym krokiem spacerującego w kółko po parkach).
A co się stało?
Telewizje, wszystkie jak jeden mąż, od kilku lat dają nam „gwiazdy”, których trzeba nienawidzić.Prawdziwe gwiazdy są przecież odległe i umieją coś, czego my się nigdy nie nauczymy. A polskiemu społeczeństwu daje się gwiazdy, które niczym nie różnią się od nas. Gwiazdy, po których widać ten potworny wysiłek włożony we wbicie się w suknię. Gwiazdy biedne, gwiazdy z ludu. Gwiazdy łapane na ulicy. Gwiazdy grafomanów, gwiazdy nieumiejące nawet poprawnie mówić, a grające. Nieumiejące śpiewać, a nagradzane. Gwiazdy brzydkie, koślawe, głupie – a pokazywane na pierwszych stronach gazet.A jak sobie robią zdjęcia na bankiecie, to zawsze gdzieś za nimi wystaje kabel od reflektora albo coś sklejone taśmą. Albo deszcz pada. Moje najbardziej na świecie ulubione zdjęcie z urodzin jednej naszej piosenkarki – polskie gwiazdy kroczą po czerwonym dywanie owiniętym folią, żeby go nie zamoczyć. Wygląda na to, że same się tej swojej nagłej sławy boją.
I drugi winny: portale plotkarskie, które o gwiazdach nie piszą inaczej niż z nienawiścią. I pogardą. Nienawidzą swoich gwiazd i uczą ludzi, jak tych gwiazd, „nagłych” i nic niepotrafiących robić, nienawidzić. W pewnym sensie słusznie, bo za co mamy je kochać. Tak jednak być nie może.
Teraz naród jest nieszczęśliwy. Nie ma kogo kochać. Zabili nam gwiazdy, dzięki którym popkultura sprawnie funkcjonuje, kazali nam nienawidzić własnych idoli. Nie dość tego! Dając nam tysiące idoli, do wyboru, do koloru, zlikwidowali hierarchię gwiazd. Rzucają czasem jakiegoś sportowca na pocieszenie, ale to się nie liczy. Cóż nam po sportowcu?
W normalnie funkcjonującej popkulturze (czyli dla mnie, nie ma co ukrywać, w USA, ale ja jestem amerykanofilem, więc jak ktoś chce, to tutaj może się napuszyć z oburzenia) jest cała masa serwisów tropiących największe wpadki panien z New Jersey, dziedziczek z Nowego Jorku, panów kiedyś grających w popularnych serialach. Ale proporcje między uwielbieniem a nienawiścią są zachowane.
Bo są prawdziwe gwiazdy, które robią świetne rzeczy. Z niesłabnącą przyjemnością ogląda się seriale poruszające niedopuszczalne do tej pory w telewizji tematy, śmieje się, oglądając genialne dzieła filmowe, takie jak Portlandia, 30 Rock albo The Comeback, płacze, w pełni identyfikując się z bohaterem serialu Curb Your Enthusiasm, zazdrości, że ktoś robi Parks and Recreation i nie jesteśmy to my, powraca się do oglądania Seinfelda. A wszystko to jest popkulturą w czystej postaci.
Można więc oddzielić kulturę pop robioną z szacunkiem dla praw gatunku, inteligencji widzów, autoironiczną i perfidną kulturę popularną, świadomą samej siebie, od tej całej rzeki latynoskich dziewcząt zaręczonych z nastoletnimi idolami, która płynie sobie swoim nurtem, wartkim jak Białka, i na którą wielbiciel prawdziwej popkultury może w ogóle nie zwracać uwagi.
A u nas decydenci popkulturowi zrobili z marginesu mainstream. I dlatego teraz wszystko tak właśnie wygląda. W kinie nie można wytrzymać na polskiej komedii dłużej niż siedem minut, chyba że się człowiek kocha w polskich aktorach. Ale kto się może kochać w polskich aktorach, jeśli w pewnym filmie jeden popkulturowy aktor wyciąga sobie pierścionek zaręczynowy z tyłka?
Oskarżam was więc, telewizjo i Pudelku, o zabicie polskiej popkultury. Po co wam było, no po co wam było zapraszać margines do centrum, dlaczego zeżarliście własny ogon? Czemu nic się nie uczycie, czemu nie oglądacie i czemu pozwalacie?
Wiadomo, że naszymi narodowymi cechami są zawiść i nienawiść. I w takiej ilości zapewniliście nam (w ścisłej współpracy z programami szukającymi talentów) obiekty tych uczuć, że już nam nic poza nienawidzeniem nie pozostało. Są tylko jakieś niezidentyfikowane śpiewające panienki z tatuażami z orłem i skrzydłami, aktorki, które cały czas są w ciąży.
Co trzeba:
• zakazać robienia programów poszukujących talentów;
• wyrzucić kabaretowego blondyna i zakazać używania w każdym mającym być śmiesznym zdaniu frazy „prawie jak”;
• zakazać tego przeraźliwego wykrzykiwania, że kochamy Polskę;
• zakazać bywania na bankietach młodym polskim aktorkom-matkom;
• przy okazji zakazać wypowiadania słów: „Powitajmy sprawcę całego zamieszania”.
Wąż już się zeżarł. Polską Angelinę zamknęli w więzieniu. Niech to będzie symbolem odrodzenia. Pokochajmy z powrotem nasze prawdziwe gwiazdy, które zeszły do podziemia.
I miejmy z powrotem popkulturę.
Joanna Pawluśkiewicz (ur. 1975) – pisarka, scenarzystka. Autorka książek Pani na domkach i Telenowela. Współautorka projektu Nowe Legendy Miejskie, redaktorka książek wydawanych w jego ramach. Współprowadzi fundację Moma Film.