//Na marginesie sztuki// – Maria Wierzchoś
Na marginesie sztuki – Maria Wierzchoś
W ostatnich latach polski rynek sztuki przeszedł wiele zmian, pojawił się między innymi nowy, mocno kontrowersyjny uczestnik proponujący „świeżą” formułę, wprowadzono i spopularyzowano aukcje młodej sztuki i wiele kursów edukacyjnych. Wszystko po to, by zainteresować społeczeństwo sztuką i zachęcić do zakupów. Efekt? Podział środowiska artystycznego i brak zaufania do rynku, sprzedaż słabszych prac studentów na aukcjach (bo kto zaryzykuje sprzedaż dobrej pracy za 500 złotych?) i kolejne rozczarowania frekwencją na kursach.
Na domiar złego raz po raz w prasie znaleźć można krytyczne teksty dotyczące kondycji dzisiejszej sztuki. We wrześniu 2012 roku w „Dwutygodniku” Jakub Banasiak analizuje widoczny obecnie na polu krytyki artystycznej marazm. Dwa miesiące później w uzasadnieniu nominacji do Paszportów Polityki 2012 w kategorii sztuk wizualnych Piotr Sarzyński przytacza słowa prof. Izabeli Kowalczyk: „Mam wrażenie, jakby sztuka polska w tym roku zamarła”. Autor dodaje od siebie: „Wydaje się, że już od kilku lat mamy do czynienia ze stanem bliskim hibernacji. Brak spektakularnych wystaw prezentujących sztukę najnowszą, brak wyraźnych manifestacji pokoleniowych czy choćby grupowych”2. Bezruch starają się ożywić nawet organizatorzy jednego z najstarszych i najważniejszych konkursów malarskich – Bielskiej Jesieni. W tym roku zmienili zasady: po raz pierwszy dopuszczają do udziału w konkursie artystów malarzy nieposiadających dyplomu wyższej uczelni artystycznej.
Śledząc podobne informacje, można wyrobić sobie nie najlepsze zdanie o współczesnej polskiej sztuce. Ale czy dotyczy to całej współczesnej twórczości artystycznej? Nic bardziej mylnego! Nie przypominam sobie tak dużego zainteresowania sztuką jak dzisiejsze, z tym że świetnie rozwijają się te obszary sztuk wizualnych, które niesłusznie uważane są za marginalne i nie są brane pod uwagę przy analizie rynku sztuki: design, komiks, street art, fotografia, architektura, projektowanie graficzne czy moda.
Jak grzyby po deszczu powstają nowe inicjatywy i wydarzenia cieszące się tak dużym zainteresowaniem, że wręcz trudno się na nie dostać. Dość wspomnieć targi Urzeczenie, kiermasz w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego, Przetwory czy Mustache w warszawskich wnętrzach Soho Factory. Z roku na rok przybywa nie tylko imprez, ale i wystawców. Pojawia się coraz więcej projektantów, z których duża część założyła już własne sklepy internetowe lub udostępnia swoje produkty w coraz liczniej powstających showroomach i concept store’ach. Rodzimym gwiazdom nie wypada wręcz nie ubierać się u młodych polskich projektantów. Szyje i ręce większości dziewcząt ze stolicy zdobi już autorska biżuteria, drobiazgi z kolei trzymają w jednostkowo produkowanych torbach, głównie z recyklingu. Łódzkie festiwale, zarówno designu, jak i fotografii, rozrastają się w niesamowitym tempie, a każdemu otwarciu towarzyszy desant publiczności ze stolicy. Z roku na rok przybywa widzów, których trzeba liczyć w dziesiątkach tysięcy.
Oprócz popularności w kraju polskim projektantom nie brakuje też uznania ze strony międzynarodowego środowiska profesjonalistów. W ubiegłym roku polska pracownia Code Design zdobyła najważniejsze wzornicze wyróżnienie na świecie: Red Dot Best of the Best (za piekarnik Zen, produkowany przez Amicę). Wcześniej nagradzano nim takie marki jak Apple, BMW czy
Porsche. Do tej pory żaden polski produkt nie otrzymał tej nagrody!
Prawdziwy szał na wzornictwo lat 50. i 60. powoduje, że każdą wystawę przybliżającą ten okres odwiedzają tłumy. Bezapelacyjnie rządzącym w tej kategorii medium jest fotografia, a dowodem ekspozycje pokazywane w galerii Asymetria czy, ostatnio, w warszawskim Muzeum Narodowym. Swoją drogą w świecie fotografii działo się ostatnio całkiem sporo – oprócz wielu
świetnych wystaw, na przykład w galerii Czułość czy Leica Gallery (Rafał Milach!), olbrzymie zainteresowanie, w tym medialne, wzbudziły dwie aukcje fotografii z kolekcji FOZZ zorganizowane przez Desę Unicum. I frekwencja, i sprzedaż, jak na polskie warunki, robiły wrażenie.
Nie mniejszym zainteresowaniem cieszy się obecnie architektura, także głównie ta z czasów PRL-u, ale też modernistyczna. Mocno na polu upowszechniania wiedzy z tego zakresu działa Centrum Architektury, publikując co chwilę różne teksty i broszury. Trudno określić, czy działalność CA wynika z mody, czy ją wywołuje, niemniej występujące tu sprzężenie zwrotne ma imponujące konsekwencje. Należy do nich ciesząca się olbrzymim zainteresowaniem aukcja pamiątek z Dworca Centralnego.
Nie tylko ta dawna architektura ma się czym pochwalić. Jeden z najpopularniejszych serwisów internetowych ArchDaily ogłosił wyniki swojego plebiscytu na najlepsze budynki 2012 roku. Wśród zwycięzców znalazły się dwa budynki z Polski. W kategorii kultura wygrał zaprojektowany przez biuro Ingarden & Ewý Małopolski Ogród Sztuki z Krakowa, a w kategorii muzeów i bibliotek katowickie Centrum Informacji Naukowej i Biblioteka Akademicka autorstwa pracowni HS99 z Koszalina. Co więcej, Izba Architektów RP właśnie rusza z programem edukacyjnym na temat architektury i urbanistyki w szkołach!
Rynek sztuki to nie tylko malarstwo i aukcje. To setki galerii, pracowni i tysiące twórców, których praca w końcu jest doceniana.
Posiadanie dobrze zaprojektowanych przedmiotów staje się wyznacznikiem pozycji społecznej i pewną deklaracją intelektualną. Jest to oczywiście snobizm, jednak skutkuje on wzrostem świadomości estetycznej w społeczeństwie. A nic nie stymuluje rozwoju lepiej
niż wymagający odbiorca.