//Kultura popularna, czyli twórcza niesubordynacja// - Samuel Nowak
Kultura popularna, czyli twórcza niesubordynacja - Samuel Nowak
Istnieje kilka opowieści dotyczących kultury popularnej. Pierwsza postuluje termin kultury masowej, posługuje się niezwykle krytycznym językiem odziedziczonym po szkole frankfurckiej, dyskredytuje prawie każdy popularny artefakt i tekst. Popkultura, w przeciwieństwie do sztuki, jest w tym ujęciu manipulacją i oszczerstwem, antydemokratyczną siłą, która zniewala umysły zachodnich społeczeństw i kolonizuje coraz to nowe obszary globalnej wioski. Wolisz Modę na sukces niż nowy spektakl według Sarah Kane? Już po tobie, zawładnęła tobą masowa papka. Kolejna narracja jest nieco bardziej umiarkowana: kultura popularna ma swoje dobre i złe strony. W sumie już nie wiadomo, co jest gorsze: wściekły atak na przemysł kulturalny czy rozmiękczona ambiwalencja. Jest jeszcze jedna, bardziej współczesna wersja tej opowieści: niegdysiejsza kultura popularna rzeczywiście nie była najwyższych lotów, ale za to teraz jesteśmy świadkami pojawienia się nowych jakości w kulturze masowej. Argumentami na rzecz tej tezy są zwykle seriale telewizyjne związane z fenomenem tak zwanej telewizji jakościowej (quality TV) – któż z nas nie oglądał przynajmniej jednego odcinka Gotowych na wszystko, Zagubionych czy Ally McBeal? Cóż, trzeba jednak przyznać, że te trzy narracje są chybione. Dlaczego? O tym przede wszystkim traktuje niniejszy numer „MOCAK Forum”.
Pomysł tego numeru zrodził się przy okazji przygotowań do wystawy Sport w sztuce, która została otwarta 18 maja 2012 roku w MOCAK-u. Sport i towarzyszące mu praktyki kulturowe stanowią ważną część współczesnej kultury popularnej – najlepiej świadczy o tym medialna gorączka wokół Euro 2012, które Polska i Ukraina współorganizują w czerwcu tego roku. Postanowiliśmy potraktować wystawę jako pretekst do przyjrzenia się współczesnej popkulturze, oddając głos jej miłośnikom i krytykom. Za podstawową przyjęliśmy jednak perspektywę brytyjskich studiów kulturowych, szkoły badawczej zainaugurowanej na przełomie lat pięćdziesiątych i sześć dziesiątych ubiegłego wieku w Birmingham, której zawdzięczamy szerokie i pełne optymizmu spojrzenie na przyjemności popularne. Związani z nią teoretycy i teoretyczki, począwszy od Richarda Hoggarta, E.P. Thomsona i Raymonda Williamsa, docenili kulturę popularną z kilku powodów. Po pierwsze, wydała się ona im dużo bardziej autentyczna niż sztuka, podlegająca nieustannej instytucjonalizacji i hierarchizacji. Po drugie, kultura popularna spontanicznie wyraża tożsamość społecznych zbiorowości. Po trzecie, kultura popularna jest popularna nie dlatego, że jako widzowie czy konsumenci bezwiednie przyswajamy pewne treści, ale wręcz przeciwnie, ponieważ stawiamy im opór. Oczywiście, większość popularnych artefaktów produkowana jest na skalę przemysłową, aby przyniosły zysk. Ludzie są jednak sprytni i nieustannie kombinują, jak sprawić, aby produkt masowy miał dla nich osobisty, indywidualny wymiar. Badacze zwracają uwagę na kilka strategii, dzięki którym radzimy sobie z przemysłem kulturalnym i wciąż mamy z tego frajdę. Takie taktyki to przede wszystkim omijanie i unikanie. Wdrażamy je, kiedy przełączamy kanały w trakcie emisji reklam, kiedy odwiedzamy centrum handlowe i wychodzimy bez zakupów (dzieciaki, które ku niezadowoleniu ochrony korzystają z galerii handlowych jak z parków, to modelowy przykład), kiedy zamiast garsonki wkładamy zwykłą sportową bluzę, chociaż okazja czy sprawowany urząd zobowiązuje do czego innego. Inne strategie to kłusownictwo w popularnych tekstach, kiedy przechwytujemy interesujące nas fragmenty wbrew intencjom autorów. Kultura popularna jest jak supermarket ze znaczeniami: wchodzimy do niego, a do koszyka wkładamy to, co wpadnie nam w oko. Ponieważ intuicyjnie znamy popularne konwencje, potrafimy odróżnić telenowelę od talk-show, program informacyjny od reality show itd., znamy też reguły gry i łatwo dystansujemy się od popularnych form.
Jedną z kluczowych kwestii w kulturze popularnej jest przyjemność. Gramy w ulubioną grę na PlayStation, czytamy kolorowy magazyn, książkę, fundujemy sobie nowy gadżet, ponieważ towarzyszy nam uczucie zadowolenia. Ta przyjemność może mieć różne źródła: możemy sympatyzować z Alexis z Dynastii, która podważa społeczne status quo; możemy cieszyć się z upadku arystokracji, która idzie na dno wraz z wrakiem Titanica, czy trzymać kciuki za ulubionego uczestnika X-Factor, ponieważ z jakiegoś powodu się z nim identyfikujemy. Bo w kulturze popularnej chodzi o władzę. Paradoksalnie to masowa kultura popularna jest najbardziej dostępnym narzędziem do walki o swoją podmiotowość. Popkultura wyraża relacje władzy, stąd odnajdziemy w niej seksizm, homofobię i inne uprzedzenia. Jednak najważniejsze, co dzieje się podczas naszego z nią spotkania, to właśnie ten moment, kiedy przejmujemy gotowy format i czynimy go własnym. Kultura popularna to przestrzeń, gdzie możemy wyszydzić wszystkie wysokie wartości i reguły, które ponoć firmują naszą cywilizację: porządek, dyscyplinę, opanowanie. Cóż, jak poucza nas szkoła z Birmingham, zasady te służą tylko utrzymaniu społecznych podziałów i zależności. Dobry smak i kindersztuba to narzędzia kontroli, na które popkultura nie tylko nie daje się nabrać, ale i którym pokazuje język.
Przyjemność nie oznacza jednak bezrefleksyjności. Uczestnictwo w kulturze popularnej to ciężka harówka. I nie chodzi tylko i wyłącznie o proces segregacji i doboru treści. To także angażowanie procesów poznawczych, naszych emocji i nieustanna podzielność uwagi jak wtedy, kiedy potrafimy jednocześnie oglądać telewizję, odpisywać na SMS-a, sprawdzić maila, zjeść kanapkę i zrobić sobie jeszcze herbatę. Spróbujcie wykonać te wszystkie czynności w muzeum podczas oglądania wystawy, dajmy na to, Damiena Hirsta.
A sztuka? Podobno to właśnie jest jedna ze współczesnych aren walki o definiowanie świata. Intelektualna lewica lubi karmić się taką wizją, obsadzając się zwykle w roli awangardy: stąd jej słabość do wszelkiego artyzmu, z teatrem i performance na czele. Jednak sztuka, jakkolwiek może być interesująca i prowokująca, obsługuje przede wszystkim własne dobre samopoczucie – zamknięta w eleganckich przestrzeniach muzeów i galerii, może więc gadać, co tylko zechce. Czasami zdarza się jej jeszcze utrzymywać resztki władzy symbolicznej, którą niegdyś posiadała. Często artykułowane marzenie o sztuce jako wehikule społecznej zmiany jest iluzją, utopijnym snem zwykle pozbawionej poczucia humoru i dystansu nowej burżuazji. Lepiej włączcie telewizor lub zajrzyjcie do internetu – to tam dzisiaj ważą się losy świata, a Wy macie w tym spory udział.
Samuel Nowak (ur. 1984) – doktorant w Katedrze Mediów Audiowizualnych UJ. Specjalizuje się w brytyjskich studiach kulturowych, studiach LGBT i teorii mediów. Stypendysta między innymi Tokyo Foundation, Rektora UJ, Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Studiował i przebywał na stażach badawczych na Universiteit Antwerpen, King’s College London, New York University, Goldsmiths, University of London.